wtorek, 26 marca 2013

biegun zimna

Wg kalendarza mamy już wiosnę, za oknem śnieg i mróz. Większość z nas ma już serdecznie dość zimy. Może znaleziona w rosyjskim internecie poniższa historia człowieka, który urodził się i mieszkał na biegunie zimna poprawi nam choć tochę nastrój.
O sobie
Witajcie! Mam na imię Nikołaj, mam 38 lat i chciałbym opowiedzieć Wam swoją historię. Tak wyszło, że urodziłem się na biegunie zimna. Na pewno, drodzy czytelnicy jesteście świadomi, że biegun zimna nie leży ani na biegunie północnym, ani też na południowym ale znajduje się w Jakucji w miejscowości Ojmiakon. Tak naprawdę, to mieszkańcy sąsiedniego Wierchojańska twierdzą, że biegun u nich, ale naukowo stwierdzono, że w Ojmiakonie chłodniej.
Moi rodzice, będąc naiwnymi studentami przyjechali tutaj w końcu lat 60-tych z Nowosybirska. Nie wiem co nimi kierowało, temat ten w naszej rodzinie nigdy nie był poruszany, no i tak się złożyło, że ja i moja siostra urodzilismy się tutaj. Moja siostra po ukończeniu szkoły wyjechała do Władywostoku, i tam do dziś dnia żyje nad ciepłym Japońskim Morzem. Ja w Jakucku nauczyłem się zawodu elektryka i wróciłem do rodzinnej miejscowości. Z Jakucka do Ojmiakonu około 1000 km. Latem można jakoś się dostać publicznym transportem. Zimą niestety trzeba wynająć UAZ-a i tłuc się nim ponad 30 godzin po zaśnieżonej pustyni, niestety pozwolić na to sobie mogą tylko dość zamożni ludzie. A zima zaczyna się już we wrześniu, a kończy w drugiej połowie maja.
Śmiesznie jest czytać wiadomości w których piszą, że Moskwa została sparaliżowana przy 20 stopniowym mrozie, u nas dzieci przestają chodzić do szkoły kiedy słupki termometrów opadną poniżej 60 stopni. 20 stopni ze znakiem minus - bajecznie ciepło, minus 30 lekkie ochłodzenie. W styczniu w Ojmiakonie średnia temperatura to 55 poniżej zera, w lutym jeszcze chłodniej pod 60. Nawet w lecie zdarzają się temperatury poniżej zera, o opaleniżnie nikt nie myśli, tylko o tym jak przeżyć.
Ojmiakon
Komu potrzebny jest Ojmiakon - niewiadomo. Władze już dawno przestały zwracać uwagę na problemy mieszkańców północy. Ja tam pracowałem jako elektryk na lotnisku. Elektryk, to dużo powiedziane. Na biegunie zimna budynek lotniska podobny jest bardziej do starej szopy z wybitymi oknami, wyrwanymi drzwiami i meblami zebranymi po sąsiadach, którzy opuscili swoje domy. Nikt lotniska nie finansuje, dlatego cały jego personel to dyspozytor-kontroler lotów, osoba doglądajaća pasa startowego i elektryk radzą sobie jak mogą. Pensję nam płacili, ale nie dostawaliśmy żadnych pieniędzy na remont i utrzymanie lotniska. Nic trudnego w mojej pracy nie było. Należało tylko utrzymywać oświetlenie pasa startowego. Na mrozie żarówki bardzo często pękają, są oczywiście specjalne lampy odporne na mróz, ale na nie nie ma pieniędzy. Mozna oczywiscie nie latać nocą, ale u nas zimą słońce cztery godziny dziennie z czego jeszcze dwie to świt i zmierzch. Chcesz nie chcesz światło na pasie startowym musisz włączać. Niedługo na lotnisku będzie pracował tylko dyspozytor i on będzie musiał robić za elektryka i odpowiedzialnego za pas startowy.
W dziurawym zbudowanym z drewnianych bali budynku zwanym dumnie lotniskiem znajduje się oczywiście poczekalnia, wygląda jak pokój z dwoma starymi kanapami. W niej jest bardzo zimno, bo budynek jest stary i wieje ze szpar. Tuż obok lotniska znajduje się ogrodzony plac dla krów i... przedszkole pracujące na pół etatu - póki co, jeszcze są dzieci w Ojmiakonie. Dalej ogromne pole, którego równym nie może nazwać nawet bardzo pijany człowiek - to nasz pas startowy.
Lotnisko załozone zostało w czasie drugiej wojny światowej, była tu baza lotnicza Pacyfiku, która wykonywała loty na Japonię. Po wojnie lotnisko używano dla celów cywilnych. Latały tu tylko dwa modele samolotów AN-2 i AN-24. Za czasów ZSRR samoloty latały okrągły rok, za pierestrojki loty zlikwidowano, co mało nie "zabiło" miejscowości, po kilku latach loty wznowiono. Co prawda teraz połączenie z Jakuckiem jest tylko latem. Zimą pozostaje tylko UAZ.

Samochody
Przy naszych mrozach samochodów się nie wyłącza. U tirowców z Jakucji silniki pracują miesiącami bez wyłączania. Przez dwie godziny postoju wszystko tak zamarza, że potem trzeba czekać lata. Na kontynencie samachody rozmrażają w wielkich boksach-myjniach. U nas niczego takiego nie ma. Wogóle w całej Jakucji, to takie myjnie można znaleźć tylko w Jakucku. Jeśli zostawisz samochód z włączonym silnikiem na cztery godziny, to on też zamarznie, koła zmienią się w kamienie. Oczywiście można jechać takim samochodem, ale bardzo delikatnie i powoli. Wyobraźcie sobie jechać samochodem, którego koła kształtem przypominają jajka- czy to wygodnie? A nam przychodzi tak jeździć całą zimę. Nie rzadki przypadek, kiedy zimą pękają koła. Żelazne ramy samochodów też pękają, plastkikowe zderzaki rozsypują się na mrozie w pył. Najgorsze to kiedy w samochodzie zepsuje się ogrzewanie-piecyk. Oczywiście, tutaj wszyscy uszczelniają drzwi i zaklejają wszystkie otwory wentylacyjne, ale chłód i tak sie dostaje do środka. Jeśli zepsuje się ogrzewanie, ubierasz na siebie wszystko co znajdziesz i szukaj najbliższej miejscowości. Prawda jest taka, że można przejechać dwieście, trzysta a czasem pięćset kilometrów zanim znajdzie się jakieś zabudowania.

Elektrownia
Ludzie na kontynecie boją się, że rubel straci na wartości, podniosą opłaty itp. W Ojmiakonie największy strach - problem z energią. Całą miejscowość ogrzewa elektrownia na olej napędowy. Ciepłowni i rur rozprowadzających ciepłą wodę nie ma, będą zbyt duże straty ciepła. W każdym domu jest elektryczny ogrzewacz. Nie pamietam, żeby za mojego życia ktoś robił jakiś remont kapitalny elektrowni. W przypadkach awarii, na szczęście szybko wysyłana była brygada z Jakucka. W tym czasie prawie wszyscy mieszkający tu mężczyźni nie dawali zamarznąć wodociągowi. Rury wodociągowe ogrzewane są elektrycznie, leżą na nich specjalne kable grzewcze a na nich gruba izolacja. Jeśli elektrownia przestaje pracować, rury przestają być ogrzewane, a izolacja utrzymuje ciepło przez jakiś czas. Potem trzeba zdzierać izolację i grzać rury płómieniem ze specjalnych lamp. Jeśli rura pęknie, nie można jej wymienić do lata. Wyobraźcie sobie szkołę, szpital, czy przedszkole bez wody.
Tak, mamy tutaj na biegunie i szkołę i szpital i sklep. Praca tutaj nie tylko dla twardych mężczyzn, ale i dla kruchych kobiet. Dzieci tutaj też od małego przygotowane do mrozów i surowej jakuckiej pogody. Kiedy za oknem całkiem ciepło, żadne ogrzewanie nie pomaga. Uczniowie na lekcjach siedzą w paltach(które zostawiają w szkole, żeby ich nie nosić), i ogrzewają żelowe długopisy, które nie zamarazają na mrozie.

Ubranie
Stosunek do ubrania w Ojmiakonie zupełnie inny niż na kontynencie. Ładnie, nieładnie - to nie ważne, ważne żeby było ciepło. Jeśli na pare minut wyskoczysz na ulicę w cienkiej kurtce, może odłamać się rękaw albo kołnierzyk. Prawdziwy Ojmiakomiec na nogach nosi buty z kamusa - skóry dolnej części nogi renifera. Na jedną parę butów potrzeba skóry z dziesięciu nóg renifera. Palto-futro-kożuch musi być taki długi, by sięgać do butów, w przeciwnym razie można odmrozić kolana. Na głowie futrzana czapka z norki lub lisa polarnego. Bez szalika na ulicę wychodzić nie można, przy silnym mrozie oddychać można tylko przez szalik. W ten sposób, zawsze do płuc wejdzie jakaś ilość ciepłego powietrza. W niskich temperaturach spada zawartość tlenu w powietrzu, dlatego statystyczny człowiek oddycha częściej. Jeśli zrobić głęboki wydech w ciszy, słychać szmer - to zamarza para w wydychającym powietrzu. Kiedy byłem jeszcze mały, to zanim wyszedłem na ulicę ubierano mnie przez pół godziny, a wszystko to przypominało jakiś rytuał. Najpierw ciepła bielizna, potem wełniane spodnie, a na to waciany kombinezon. U góry pikowana waciana koszula, na to wełniany sweter, a na to barani kożuch. Na nogach zwykłe skarpetki, wełniane skarpetki i walonki. Na głowie wiązana czapka, a na to barania czapka. Na rekach zajęcze rękawice. Chodzić w takim rycerskim kostiumie nie można było. Dlatego małe dzieci są tylko wożone na sankach. Ale też nie można połozyc dziecka tak po prostu na sankach, trzeba na piecu podgrzać podściółkę na niej położyć dziecko.

Morsy
Do niedawna w Jakucji nie było "klubu morsów", teraz też nie ma ich dużo. Jest na przykład w Rosji durna tradycja, aby na święto chrztu Jezusa kąpać się w przerębli. Dziwne, że cerkiew prawosławna twierdzi, że to nie jest zwyczaj kościelny, a w dodatku uważa za niedobry, a z ruku na rok coraz więcej ludzi daje nura w przeręble. Do Jakucji na początku lat 2000 też przyszła moda na takie "niby-prawosławie". Wielu dziesiątkom ludzi zepsuła ona zdrowie. Wyobraźcie sobie - temperatura powietrza - 55 C, temperatura wody +3. Rozbierasz się, idziesz suchą nogą po śniegu -żadnych problemów, zanurzasz się - woda ciepła, całkiem fajnie. No ale trzeba wyjść i nogi mometalnie przymarzają do lodu. Sam byłem świadkiem pierwszych takich kąpieli, a potem siłą odrywaliśmy przymarznięte nogi od lodu. Teraz znaleźlismy na to sposób, trzeba mieć wiadro z gorącą wodą i lać przed delikwentem póki nie dobiegnie do samochodu gdzie może się przebrać.

Rzeczy i zwierzęta.
W Ojmiakonie najzwyklejsze przedmioty przybierają czasem zupełnie niezwykłe formy. Na przykład policjanci nigdy nie noszą gumowych pałek, na mrozie twardnieją i przy uderzeniu zachowują się jak szklane. Ryba wyjęta z wody, w ciągu pięciu minut robi się jak ze szkła. Pranie też sucszy się w szczególny sposób, po kilku minutach twardnieje tak, że trzeba uważać aby nam na przykład prześcieradło nie złamało sie na pół.

Ze zwierząt domowych zimę na dworze przeżyć mogą tylko psy, konie i oczywiście renifery. Krowy większą część roku spedzają w ciepłej oborze. Na dwór można je wypuszczać kiedy temperatura podniesie się powyżej -30, ale wtedy na wymiona trzeba im ubierać specjalne biustonosze aby sobie ich nie odmroziły. Lodówki przez większą cześci roku nikt nie używa - ryby, mięso trzyma się na werandzie. Potem trzeba je piłować piłą, przy rąbaniu siekerą robią się wióry. Miejscowi cierpią często na awitaminozę, walczą z nią głównie za pomocą cebuli.

Zdrowie
Alkohol od mrozu nie ratuje. Jeśli wypiłeś lepiej zostań w domu. Upaść, usnąć - w najlepszym przypadku może skończyć się aputacją odmrożonych części ciała. Choć czy to można nazwać najlepszym przypadkiem?

Ludzie na biegunie zimna wyglądają na wiele więcej lat niż mają, a powyżej 50 lat mało kto przeżywa. Ja w wieku trzydziestu lat nie miałem juz praktycznie swoich zębów. Na emeryturę idzie się po 15 latach pracy. Moi rodzice pracowali na stacji meteorologicznej, na emeryturę mogli przejść po 15 latach pracy, ale oni przepracowali 22 lata a potem wyjechali na południe, do Nowosybirska, gdzie przez kilka lat ciężko chorowali. W Ojmiakonie z powodu panujących tu temperatur zupełnie nie ma wirusów. Na kontynencie przeziębienie albo grypa może okazać się zabójcza dla mieszkańca północy.
Osobna historia, to pogrzeby w warunkach naszego klimatu. Jest nawet takie powiedzenie - "nie daj Boże umrzeć zimą". Grób kopie się i tydzień, najpierw ziemię podgrzea się piecykiem, potem kilofami można odkopać z dwadzieścia centymetrów, potem znów podgrzewają i znowu dłubią, i znowu grzeją i tak dopóki nie dojdą do dwóch metrów. Robota straszna. Grabaży nie ma. Cały trud spada na rodzinę i znajomych.

Ojmiakon dziś.

Teraz jest jeszcze praca na biegunie zimna. Będzie zawsze póki są ludzie, atych z roku na rok jest coraz mniej. Umierają, wyjeżdżają. Wcześniej w pobliżu był sowchoz gdzie hodowano srebrne lisy. Mówią, że im niższa temperatura tym lepsze futro.
Niestety teraz ferma nie działa. Ktoś pracuje na lotnisku, ktoś na stacji meteorologicznej. Z kontynenty do pracy już prawie nikt tutaj nie przyjeżdża. Pensje wg północnych standardów nie najwyższe, ale kiedy w Nowosybirsku mówię, że zarabiałem tutaj 72 tys. rubli (7200 zł) wszyscy szeroko otwierają oczy. Ale oni po prostu nie wiedzą, że tabliczka czekolady kosztuje tutaj 700 rubli (70 zł), a wszystkie inne towary są równie drogie.

Całość po rosyjsku:
http://nesiditsa.ru/story/nikomu-ne-nuzhnyiy-sever-sovsem-nikomu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz