niedziela, 22 lipca 2018

Monte Sant’Angelo i Gargano


Dawno,dawno temu - tak około roku 490 po Chrystusie, za siedmioma górami - na "ostrodze" włoskiego buta, który wtedy jeszcze nie był włoski a już nie rzymski, żył sobie pewien facet imieniem Gargano. Kroniki, a dokładnie to hagiograficzne dzieło z V-VIII wieku  „Liber de apparitione sancti Michaelis in Monte Gargano” - mówią, że był on bogaty. Stada jego krów pasły się na zboczach okolicznych gór. Pewnego razu pewien aspoleczny byk po raz kolejny oderwał się od swojego stada i poszedł gdzieś własnymi ścieżkami. Zaniepokoilo to Pana Gargano, który wysłał na poszukiwanie zwierza swoje sługi. Byka odnalazł w końcu sam właściciel na szczycie góry pod grotą. Jak mówi kronika : "Opanowany złością, że zwierze błąkało się samotnie, wziąwszy łuk próbował ugodzić go zatrutą strzałą. Ta jednak kierowana podmuchem wiatru, ugodziła jego samego, który ją wypuścił”.


Wydarzenie to wstrząsnęło Panem Gargano, a ponieważ był on człowiekiem religijnym udał się więc on do miejscowego biskupa i opowiedział mu całą historię, a ten po wysłuchaniu zarządził trzy dni postu i ciągłej modlitwy. Pod koniec dnia trzeciego, biskupowi ukazał się sam Św. Michał Archanioł, który nakazał aby grotę gdzie wydarzyło się to zdarzenie przeznaczyć do kultu religijnego. Niektórzy w tym momencie pomyślą, że biskup wysłuchał Archanioła i tak zaczęła się historia tego miejsca. Niestety tak się nie stało. Biskup tak nie zrobił i Św Michał Archanioł musiał się jeszcze wiele starać: ukazać się jeszcze przynajmniej dwa razy a przy okazji zdziałać jakieś wielkie cuda, w tym pomóc mieszkańcom okolicy wygrać bitwę z przeważającymi siłami wroga, zanim grota w końcu stała się tym czym chciał aby się stała.



Wysiłki Św. Michał Archanioła nie poszły na marne. Dzisiaj Monte Sant’Angelo jest znanym i licznie odwiedzanym przez pielgrzymów ośrodkiem kultu religijnego. Na wzgórzu stoi piękna i stara bazylika, w której podziemiach znajduje się słynna grota. Zdjęć groty ani wnętrza nie zamieszczam, bo jest zakaz fotografowania. Bazyliką opiekują się polscy księża michalici. W bazylice oprócz groty warte obejrzenia są jeszcze tron biskupi z XI wieku i równie stare drzwi z brązu na których są sceny z Biblii. A samo Monte Sant’Angelo to piękne stare miasteczko z charakterystyczną białą zabudową. Proszę zwrócić szczególną uwagę na tzw domy pielgrzymie, które wydają się być identyczne, jednak jak się dobrze przyjrzeć to  różnią się kształtem komina. 



Będąc tutaj warto wesprzeć lokalny biznes i spróbować:

- chleba z pyszną chrupiącą skórką, bardzo dobry smakuje prawie tak jak ten który piekła św. pamięci babcia w swoim piecu 40 lat temu; 


- lokalnego sera Caciocavallo, który w swoim kształcie przypomina tykwę, ser ten wziął swoją nazwę od koni (cacio – ser, cavallo – koń), nie dlatego że jest wytwarzany z kobylego mleka, ale od oryginalnego sposobu transportu: ser był przewieszony po obu bokach konia, stąd też jego kształt; 


- le ostie piene, czyli po prostu hostie (nie konsekrowane) wypiekane w miasteczku, sprzedawane z czymś słodkim - np. miodem lub w wersji fit bez niczego, na zdjęciu wersja fit; 


- makaronu orecchiette, dostępnego w różnych wersjach kolorystycznych, który w smaku przypomina trochę lane kluski;


Do miasteczka warto dojechać od strony Manfredonii, droga jest jedną długą serpentyną ale widoki wynagradzają włożony trud. 


Monte Sant’Angelo nie jest jedyną atrakcją półwyspu Gargano. Większość turystów przyjeżdża tutaj dla pięknych plaż, i my też taką znaleźliśmy. 



Warto też pojeździć i poszukać konstrukcji jak na zdjęciu poniżej. Nazywa się to trabucco i kiedyś służyło miejscowej ludności do łowienia ryb. 




A na koniec symbol półwyspu Gargano czyli Pizzomunno (czubek świata) – wystająca z morza skała, podobno najczęściej fotografowany obiekt w okolicy. Nie wiem jak to zrobili ale na widokówkach w ogóle nie ma parasoli na plaży.


Porada praktyczna dla podróżujących samochodem: drogi na półwyspie Gargano to praktycznie jedna wielka wielka serpentyna. Wiec jeśli ktoś źle znosi jazdę po takich trasach, to albo trzeba zabrać duży zapas Aviomarinu, albo wybrać się gdzie indziej.