niedziela, 11 listopada 2012

niby-basn - part 5

saqqara

Smutek spowodowany brakiem wody, nie trwał zbyt długo. Śmierć spowodowana brakiem nawodnienia na pewno nikomu nie groziła, wokół pełno było lokalnych dzieciaków oferujących puszki coli prosto z termosa wypełnionego lodem. Nasi bohaterowie pochodzili z miasta słynącego, z tego że każdy mieszkaniec długo się będzie zastanawiał zanim wyda jakieś pieniądze, dlatego też nie nabyli coli i nie dali zarobić dzieciakom na zapewnie tak potrzebne im podręczniki i przybory szkolne. Zapewne to zmęczenie i wysoka temperatura nie pozwoliła pomyśleć i wzruszyć się losem kolejnego pokolenia biednych i niewykształconych egipcjan, którzy przez takich skąpych turystów, dalej będą wysyłać swoje dzieci w okolice turystycznych miejsc, aby zarobić na kawałek chleba, lub też po prostu na papierosy; zamiast chodzić do szkoły. Refleksja przyszła dopiero dzisiaj, ale to już o jakieś trzy miesiące za późno. Zignorowali dzieci z colą, i mimo straszliwego upału, walcząc z przeciwnym pustynnym wiatrem nawiewającym im ziarna piasku do wysuszonych ust i oczu, ostatkiem sił dotarli do najbliższych osad ludzkich, tam znaleźli jakiś sklep gdzie od razu nabyli dwie półtoralitrowe butelki wody mineralnej "Baraka" po 3 funty egipskie za sztukę nie zastanawiąjąc się nawet czy ma ona coś wspólnego z panującym obecnie prezydentem wielkiego mocarstawa, ani nad tym czy 3 funty za butelkę to dobra cena. Byli uratowani.

Po nawodnieniu, organizm wrócił do normalnego funkcjonowania. Czas było znaleźć normalną taksówkę z licznikiem i wrócić do stacji metra Giza.
- Hello mister, do you want a taxi?
- Czy chcemy taxi? Tak, na pewno chcemy. Ale to znowu jakiś naciagacz.
- Saqqara, Memphis, Dahshur?
- Zaraz, zaraz. Saqqara. Tam, też są piramidy. Starsze od tych tutaj. Jest dopiero druga po południu. Nie będziemy przecież leżeć przez resztę dnia w hotelu. Nie jest to podobno daleko stąd. Może warto by pojechać. Ale ten gość to naciągacz. Spytajmy ile normalne taxi będzie tam kosztowało. Saalam alejkum. Trip to Saqqara. How much? Co on mówi ? 200 funtów? Zwariował!!
- Mister. Taxi expensive. I have my car. Saqqara only 150.
- Znowu ten naciągacz, kiedy się od nas odczepi. Ile on powiedział? 150 ? Spytajmy czy pojedzie za 100 ? Zgodził się. Można było krzyknąć 70. Ale trzeba mu jasno powiedzieć: - No shops. No souvenirs. No restaurants.

Tak jak uzgodniono nie było sklepów, pamiątek ani restauracji, poza jednym stoiskiem przy drodze gdzie kupili trochę winogron i mango, ale to na własną prośbę. Bilety wstępu były o połowę tańsze niż w Gizie.

Piramidy też były proporcjonalnie mniejsze, dokładnie takie jak na bilecie.

Oprócz nich było może jeszcze czworo turystów, jeden wielbłąd z jednym operatorem i kilkoro pracowników obsługi pochowanych w zacienionych miejscach.

Jeden z nich się wychylił z cienia i poinformował, że za pół godziny zamykają z powodu Ramadanu. Pół godziny to zwykle mało czasu, żeby coś zwiedzić. Ale tutaj wystarczyło żeby:

- zrobić mnóstwo zdjęć

- schować się w zacienionym miejscu i spokojnie zjeść zakupione mango

- znaleźć pośród wielu dziur w ziemi, tę właściwą, która była wejściem do piramidy

- wejść do wnętrza piramidy bardzo wąskim i stromym korytarzem, oglądnąć mnóstwo płaskorzeźb i hielogrifów, a następnie tym samym korytarzem szybko uciec przed pracownikiem obsługi piramidy domagającym się bakszyszu,

W drodze powrotnej kierowca najpierw próbował namówić na znajomego, który ma restaurację gdzie podają dobrego kurczaka, nastepnie oferował dowóz samochodem prosto do hotelu za dodatkową opłatą, ale obie propozycje zostały odrzucone. Nie pozostało mu nic innego, niż podjechać do najbliższej stacji metra, a bohaterom opowieści wsiąść do pociągu i dojechać spokojnie do hotelu, gdzie można było już spokojnie czekać zachodu słońca i posiłku. Punkt pierwszy - wejście do wnętrza piramidy - został zaliczony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz