Następnym punktem Planu powinien być wyjazd na Synaj. Patrząc globalnie - to podróż międzykontynentalna bo opuszczamy Afrykę i udajemy się do Azji. Wydarzenie wielkie. Nie co dzień zmienia się kontynent. Dlatego też, po ciężkim dniu związanym z punktem pierwszym planu, czyli piramidami, a przed zmianą kontynentów, należy się chwila wytchnienia, odpoczynku. A wypoczynek jak wiadomo może być albo bierny, albo czynny. Zwolennicy biernego leżenia w hotelu w oczekiwaniu na nocny autobus do Dahab zostali przegłosowani przez zwolenników czynnego rodzaju wypoczynku. W tym przypadku miał to być jednodniowy wyjazd do Aleksandrii połączony ze zwiedzaniem zabytków tego starożytnego miasta i kąpielą w wodach Morza Środziemnego, nad którym wszak to miasto leży. Cytując za Wikipedią - Aleksandria (stgr. Ἀλεξάνδρεια Aleksandreia, łac. Alexandria, arab. الإسكندرية Al-Iskandrija) – drugie co do wielkości miasto w Egipcie (z liczbą 4,11 mln mieszkańców w 2006) i aglomeracja z liczbą 4,48 mln mieszkańców w 2008, co stawia ją na szóstym miejscu wśród wszystkich aglomeracji Afryki. Leży nad brzegiem Morza Śródziemnego, jest największym portem tego kraju, siedzibą władz muhafazatu aleksandryjskiego, ważnym ośrodkiem przemysłowym, handlowym i naukowym oraz kulturalną stolicą Egiptu. Nie wiadomo tylko dlaczego, do Aleksandrii nie zagladają zupełnie, żadne wycieczki. Miasto leży zupełnie jakby "off the beaten tracks" - co niektórzy bardzo lubią.
Dworzec kolejowy, jak się okazało był oddalony od hotelu tylko pół godziny marszu. Pani w kasie była bardzo miła. Pociąg miał być za pół godziny, bilet kosztował 36 funtów za pierwszą klasę, a dla dzieci młodzieży i studentów, czyli 3/4 uczestników była jeszcze zniżka. Siedzenia były szerokie i wygodne, było dużo miejsca na nogi, dobrze działała klimatyzacja, obsługa sprzedawała tanią i dobrą herbatę.
Nie zostało nic innego, jak poczekać do zachodu słońca żeby coś zjeść, a potem wsiąść w pociąg i wrócić do Kairu. Pociąg wieczorny od porannego różnił się tylko ceną za przejazd. Do Kairu przyjechał punktualnie na 22.00. Mieli godzinę i 45 minut do autobusu na Synaj, wtym czasie musieli dostać się do hotelu po bagaże, a potem z bagażami dostać sie na dworzec autobusowy. Stwierdzili, że wezmą taksi, żeby zaoszczędzić czasu. Taksówkarz zaś stwierdził, że na pewno nie znają Kairu i trochę ich powozi po mieście, żeby licznik nabił więcej. Nie znali dobrze miasta, ale zorientowali się, że wiezie ich tam gdzie nie trzeba. Wynikła dyskusja. Taksówkarz już wiedział, że oni wiedzą, że on ich oszukuje. Niestety wpakował się w korek. Oni bardzo się denerwowali, że nie zdąrzą na autobus. Znów wynikła gorąca dyskusja, taksówkarz usłyszał kilka niemiłych słów. Jakoś dotarli do hotelu. Zapłacili mu mniej niż pokazał licznik, on nie protestował. Wzięli bagaże, skorzystali z toalety. Stwierdzili,że już nie będą brali taksówki i na dworzec autobusowy pójdą, a właśiwie to trochę pobiegną, żeby zdąrzyć. Była 23, na ulicach były tłumy ludzi, oczywiście wszystko z powodu Ramadanu. Na dworzec dotarli zupełnie mokrzy od potu, zdąrzyli jeszcze raz skorzystać z toalety, kupić po puszce ramadanowej pepsi i wygrzebać z plecaków po batonie. Autobus czekał, bilety na szczęście kupili dzień wczesniej. Siedzenia nie były szerokie, było bardzo mało miejsca na nogi, kierowca włączył jakąś durną arabską komedię. Czekało ich 9-10 godzin jazdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz