niedziela, 25 listopada 2012

niby baśń...part 6

aleksandria

Następnym punktem Planu powinien być wyjazd na Synaj. Patrząc globalnie - to podróż międzykontynentalna bo opuszczamy Afrykę i udajemy się do Azji. Wydarzenie wielkie. Nie co dzień zmienia się kontynent. Dlatego też, po ciężkim dniu związanym z punktem pierwszym planu, czyli piramidami, a przed zmianą kontynentów, należy się chwila wytchnienia, odpoczynku. A wypoczynek jak wiadomo może być albo bierny, albo czynny. Zwolennicy biernego leżenia w hotelu w oczekiwaniu na nocny autobus do Dahab zostali przegłosowani przez zwolenników czynnego rodzaju wypoczynku. W tym przypadku miał to być jednodniowy wyjazd do Aleksandrii połączony ze zwiedzaniem zabytków tego starożytnego miasta i kąpielą w wodach Morza Środziemnego, nad którym wszak to miasto leży. Cytując za Wikipedią - Aleksandria (stgr. Ἀλεξάνδρεια Aleksandreia, łac. Alexandria, arab. الإسكندرية Al-Iskandrija) – drugie co do wielkości miasto w Egipcie (z liczbą 4,11 mln mieszkańców w 2006) i aglomeracja z liczbą 4,48 mln mieszkańców w 2008, co stawia ją na szóstym miejscu wśród wszystkich aglomeracji Afryki. Leży nad brzegiem Morza Śródziemnego, jest największym portem tego kraju, siedzibą władz muhafazatu aleksandryjskiego, ważnym ośrodkiem przemysłowym, handlowym i naukowym oraz kulturalną stolicą Egiptu. Nie wiadomo tylko dlaczego, do Aleksandrii nie zagladają zupełnie, żadne wycieczki. Miasto leży zupełnie jakby "off the beaten tracks" - co niektórzy bardzo lubią.
Dworzec kolejowy, jak się okazało był oddalony od hotelu tylko pół godziny marszu. Pani w kasie była bardzo miła. Pociąg miał być za pół godziny, bilet kosztował 36 funtów za pierwszą klasę, a dla dzieci młodzieży i studentów, czyli 3/4 uczestników była jeszcze zniżka. Siedzenia były szerokie i wygodne, było dużo miejsca na nogi, dobrze działała klimatyzacja, obsługa sprzedawała tanią i dobrą herbatę.

Co prawda okna nie były pierwszej czystości, ale nic nie jest doskonałe. Trzy godziny podróży (około 220 km) minęły szybko. Pociąg wjeżdżał na stację, wszyscy pasażerowie wstali i udali się do wyjścia, nasi bohaterowie popatrzyli pytająco na jakiegoś tubylca, zapytali - Aleksandria ? - tamten skinął głową, nie było wątpliwości trzeba było wysiąść, więc wysiedli i wraz z całym tłumem, po dojeździe pociągo zeszli z peronu. Przy dworcu była informacja turystyczna, w której siedziała bardzo miła Pani, mówiąca dobrze po angielsku i która bardzo starała się pomóc. I tutaj właśnie skończyły sie chwilowo rzeczy miłe i dobre. Pani starała się jak mogła, ale niestety nie potrafiła powiedzieć co ciekawego jest do zobaczenia w Aleksandrii, jedyną ważną wiadomością było to, że wysiedli na złej stacji Sidi Gaber, powinni pojechać dalej do końca na Misr Station. Poradziła, aby już teraz kupić bilety na wieczorny powrotny pociąg bo mogą być problemy i taksówką pojechać do centrum, nie wiedziała ile powinna kosztować taksówka, ale w końcu znalazła plan Aleksandrii z opisem interesujacych miejsc, niestety po arabsku. Na dworcu w kasach nikt nie potrafił się porozumiewać po angielsku, byli odsyłani do okienka do okienka, w końcu bilety pomógł kupić jakiś miejscowy młody człowiek, niestety wieczorny pociąg był drogi - 50 funtów i nie było na niego żadnych zniżek.

Przed dworcem pokłócili sie chwilę z taksówkarzami, i z najcichszym a jednocześnie najtańszym pojechali w kierunku centrum. Wszystkie taksówki w Aleksandrii, to stare radzieckie Żyguli pomalowane na czarno-pomarańczowo.

Pierwszą atrakcją turystyczną Aleksandrii był rzymski amfiteatr z drugiego wieku ne, w którym długo dyskutowali z panią i panem w kasie na temat zniżek wg nich przysługującym, a wg pani nie przysługującym młodszym członkom wycieczki.

Amfiteatr był ładny, ale zwiedzanie trwało krócej niż rozmowa z obsługą.

Drugą atrakcją Aleksandrii była cytadela Qaitbay z XV wieku. Kiedy po długim spacerze dotarli do niej, okazało się że z powodu Ramadanu jest już zamknięta. Ramadan na szczęście nie przeszkadzał sprzedawcom lodów.

Był straszny upał i marzyła im się kąpiel w morzu. Wygląd plaży nie zachęcał ani do wejścia na nią, ani do pływania. Nie przeszkadzało to miejscowym, więc nasi turyści też stwierdzili, że przynajmniej zamoczą nogi. Ledwie je zmoczyli, skądś wyskoczył jakiś młody człowiek, który krzyczał, że to prywatna plaża, mają się stąd wynosić, chyba, że zapłacą. Uprzejmie poprosili go o pokazanie aktu własności gruntu. Nie był uprzejmy i nie pokazał, a w dodatku zaczął jeszcze bardziej krzyczeć. Stwierdzili, że nie będą z nim dyskutować i pływać też im się odechciało.

Poszli dalej znaleźli czynny i pełen ludzi, zapewne z powodu Ramadanu meczet.

A obok niego, opustoszałe też, zapewne z powodu Ramadanu koszmarne wesołe miasteczko.

Nie zostało nic innego, jak poczekać do zachodu słońca żeby coś zjeść, a potem wsiąść w pociąg i wrócić do Kairu. Pociąg wieczorny od porannego różnił się tylko ceną za przejazd. Do Kairu przyjechał punktualnie na 22.00. Mieli godzinę i 45 minut do autobusu na Synaj, wtym czasie musieli dostać się do hotelu po bagaże, a potem z bagażami dostać sie na dworzec autobusowy. Stwierdzili, że wezmą taksi, żeby zaoszczędzić czasu. Taksówkarz zaś stwierdził, że na pewno nie znają Kairu i trochę ich powozi po mieście, żeby licznik nabił więcej. Nie znali dobrze miasta, ale zorientowali się, że wiezie ich tam gdzie nie trzeba. Wynikła dyskusja. Taksówkarz już wiedział, że oni wiedzą, że on ich oszukuje. Niestety wpakował się w korek. Oni bardzo się denerwowali, że nie zdąrzą na autobus. Znów wynikła gorąca dyskusja, taksówkarz usłyszał kilka niemiłych słów. Jakoś dotarli do hotelu. Zapłacili mu mniej niż pokazał licznik, on nie protestował. Wzięli bagaże, skorzystali z toalety. Stwierdzili,że już nie będą brali taksówki i na dworzec autobusowy pójdą, a właśiwie to trochę pobiegną, żeby zdąrzyć. Była 23, na ulicach były tłumy ludzi, oczywiście wszystko z powodu Ramadanu. Na dworzec dotarli zupełnie mokrzy od potu, zdąrzyli jeszcze raz skorzystać z toalety, kupić po puszce ramadanowej pepsi i wygrzebać z plecaków po batonie. Autobus czekał, bilety na szczęście kupili dzień wczesniej. Siedzenia nie były szerokie, było bardzo mało miejsca na nogi, kierowca włączył jakąś durną arabską komedię. Czekało ich 9-10 godzin jazdy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz